---------------------------------
Agencja Power /dawniej Powersport/ specjalizuje się w organizacji imprez firmowych i integracyjnych dla firm, wyjazdów motywacyjnych i okolicznościowych, a także wydarzeń specjalnych
Nasza Marki to: AgencjaPOWER, DMCWarsawPoland, ONLINE, PLATFORMA. Serdecznie zapraszamy do organizacji wydarzeń i wyjazdó firmowych z PowerTEAM

    ---------------------------------

Wyszukiwanie

Zespół Agencji Power w Biegu Rzeźnika - relacja z biegu

 

Zespół Agencji Power  w Biegu RzeźnikaW piątek rano 20 czerwca, dokładnie o godzinie 3:30 zespół Agencji Power (w składzie Tomasz Maciążek i Karol Szymański) wystartował w XI Biegu Rzeźnika.
Trasa biegu wiedzie bieszczadzkim czerwonym szlakiem z Komańczy do Ustrzyków Górnych. Długość trasy to około 80 kilometrów, a limit czasu na jej pokonanie wynosi 16 godzin. Dla najwytrwalszych przygotowany jest dystans uzupełniający ( 20 kilometrów) jednak limit czasu pozostaje ten sam. Dodatkowym utrudnieniem jest wymóg biegu w parach. Zawodnicy nie mogą oddalić się od siebie na więcej niż 100 metrów. Zapisy na Bieg Rzeźnika odbywały się na początku stycznia. Zaplanowany limit miejsc (450 zespołów) został osiągnięty w około pięć minut.


Zespół Agencji Power  w Biegu Rzeźnika

Moja przygoda z bieganiem zaczęła się od startu w firmowej sztafecie na Kępie Potockiej w Warszawie. Wszyscy pracownicy Agencji Power podjęli wyzwanie i przebiegli łącznie dystans maratoński. Warto dodać, że w zasadzie żaden z pracowników nie miał wcześniej styczności z bieganiem. Każdy mógł wybrać inny dystans dopasowany do swoich potrzeb. Ostatecznie wszyscy zrealizowali plan i u dało nam się osiągnąć linię mety. Start w sztafecie dał mi trochę pewności siebie, jednak przebiegnięcie maratonu lub ultra maratonu (indywidualnie) pozostawało w fazie marzeń.
Kolejnym bodźcem okazała się nieoceniona pomoc Elizy i Kuby, którzy regularnie bombardowali mnie opowieściami z kolejnych biegów, rajdów przygodowych, ultra maratonów i innych niekonwencjonalnych imprez. Byłem przez nich stale motywowany, edukowany i karcony za niewystarczające postępy w treningach Smile Kiedy ja przychodziłem do pracy dumny z przebiegnięcia 15 kilometrów, oni wracali z górskich „przebieżek” w granicach 100 kilometrów.
Po kilku miesiącach treningów udało mi się osiągnąć optymalną formę, która stanowiła bazę do dalszego rozwoju biegowego. Na treningi wychodziłem z przyjemnością, pokonywałem regularnie dłuższe dystanse, a osiągane czasy regularnie udawało mi się poprawiać.
Właśnie wtedy zadzwonił do mnie Karol i zaproponował, żebym przebiegł z nim Rzeźnika. Pomysł niezmiernie mnie rozbawił, jednak zgodziłem się bez wahania. Potem było już z górki. Półmaraton Warszawski, treningi w Kampinosie, treningi na wydmach w Falenicy i wisienka na torcie czyli Orlen Maraton.

Zespół Agencji Power  w Biegu Rzeźnika

Dzisiaj mógłbym dostawić przecinek i dopisać kilkoma kliknięciami „Bieg Rzeźnika”. Jednak w czerwcu nasz start stanął pod znakiem zapytania. Podczas maratonu nabawiłem się kontuzji prawego kolana. Dodatkowo ambitny plan regularnego powiększania dystansów dał mi się mocno we znaki. Byłem przemęczony i straciłem ochotę do biegania. 80 kilometrów po górach wydawało mi się dystansem nierealnym do przebycia. Ostatnim elementem, który wpływał negatywnie na przygotowania była praca. Nasza Agencja zrealizowała w czerwcu 15 projektów. Osobiście byłem odpowiedzialny za pięć z nich. Jaki miało to wpływ na realizację planu treningowego? Kolosalny…
Jednak słowo się rzekło i 19 sierpnia pojawiliśmy się w Cisnej w biurze zawodów. Wspierały nas Hania i Agnieszka, odpowiedzialne za szereg spraw, do których nie mieliśmy głowy. Swój pakiet odebrałem z gorączką i miną skazańca. Podświadomie zastanawiałem się, jak wykręcić się ze startu. Kolejne godziny spędziliśmy na szykowaniu sprzętu, wertowaniu regulaminu i planowaniu taktyki, która ostatecznie wzięła w łeb Smile
O pierwszej w nocy wstaliśmy i zaczęliśmy ostatnie przygotowania. Godzinę później siedzieliśmy już w autokarze, który zabrał nas na start biegu. Bieszczadzka Komańcza oświetlona była przez półtora tysiąca czołówek poruszających się w rytm rozgrzewki. Poszczególne zespoły szykowały się adekwatnie do doświadczenia. Jedni przeprowadzali profesjonalną rozgrzewkę, inni wciągali żele energetyczne lub rozmawiali ze sobą podskakując w miejscu. Najbardziej zestresowani spędzili ten czas w krzakach.  W końcu organizator zaprosił uczestników na start. Na chwilę  zapadła cisza, padł strzał i wszyscy ruszyli.

Zespół Agencji Power  w Biegu Rzeźnika

Początek bardzo przypadł mi do gustu. Biegliśmy swobodnie, równym tempem, z przyjemnością. Trasa biegła po asfalcie i szutrowych drogach. Kilka górek pozwoliło nam się rozgrzać, a na zbiegach świetnie bawiliśmy się wyprzedzając  kolejne zespoły. W biegach górskich najwięcej czasu można zyskać właśnie podczas zbiegów. Niestety jak to w życiu, nie ma nic za darmo. Istnieje spore ryzyko wywrotki lub kontuzji.
Po kilku kilometrach wbiegliśmy na górski szklak z prawdziwego zdążenia. Wąska ścieżka i strome podejście wymusiły na nas marsz. Tak czy inaczej staraliśmy się przebijać sukcesywnie do przodu. Zaczęła się szarpanina czyli wykorzystywanie równych odcinkowi zbiegów. Dla większości osób ciągła zmiana tempa stanowiła irytujący problem.
Szybko zauważyliśmy, że dodatkowy czas możemy zyskać podczas „przepraw” przez brody. W feralnych miejscach tworzyły się korki i wystarczyło wytyczyć własny szlak. Tego typu rywalizacja bardzo przypadła nam do gustu. Do tego stopnia, że musieliśmy się wzajemnie ograniczać. Zbyt ambitne tempo na początku odbija się czkawką na końcu. Wie o tym każdy, to podstawowa zasada. Tak czy inaczej adrenalina i zaufanie do chwilowo dobrej kondycji prowadzi ostatecznie do porażki w całym biegu.
Po przebyciu 17 kilometrów dotarliśmy na pierwszy punkt żywieniowy. Ogromne wrażenie zrobili na nas kibice. Obcy ludzie pojawili się w środku lasu o 5 nad ranem i dopingowali nas z całych sił (bardzo dziękujemy!). Byliśmy w dobrej kondycji, jednak czuliśmy w nogach przebyty dystans. Góry zrobiły swoje jednak myśleliśmy, że będzie gorzej. Uzupełniliśmy płyny, zjedliśmy coś na szybko i ruszyliśmy.

Zespół Agencji Power  w Biegu Rzeźnika

Chwila przerwy dobrze wpłynęła na moje samopoczucie. Szlak troszkę się rozluźnił, biegło mi się bardzo komfortowo. Zaczęły się bardzo strome zbiegi. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że jest to jedna z dwóch rzeczy, które najbardziej zapadły mi w pamięci po biegu. Zbiegi dostarczają mnóstwo adrenaliny, oraz pozwalają podreperować czas stracony na podejściach.
No i ten wiatr we włosach… bezcenne Smile
Biegło nam się naprawdę dobrze. Wszystkie kwestie, które spędzały nam sen z powiek przed startem, ostatecznie okazały się drobiazgami. Pogoda była idealna (chłodno, bez deszczu). Czasy na poszczególnych punktach były zgodne z naszymi oczekiwaniami. Czego można chcieć więcej?!
Mama zawsze mówiła: najważniejsze synku jest zdrowie!
Niestety taka prawda. Poczułem delikatne ukłucie w kolanie już wiedziałem co się święci. Lotem błyskawicy wróciły do mnie sceny z finiszu podczas maratonu. W okolicach stadionu Legii kolano odmówiło mi posłuszeństwa i ostatnie pięć kilometrów przebiegłem kulejąc na lewą nogę. Wymarzony czas uciekł mi w oka mgnieniu, zmuszony byłem walczyć o dobiegnięcie do mety. Jak się miała ta sytuacja do Rzeźnika? Nijak, ponieważ pięć kilometrów na asfalcie to coś zupełnie innego niż 50 po Bieszczadach (a tyle właśnie nam zostało).
W mojej głowie szybko pojawiły się myśli o zejściu z trasy. Oznaczałoby to, że Karol także nie ukończy biegu. Zespół odpowiada zbiorowo i nie ma odstępstw od tej zasady. Postanowiłem, że muszę się jakoś przemęczyć do przepaku i bez względu na wszystko spróbować z niego wyjść.

Zespół Agencji Power  w Biegu Rzeźnika

W Cisnej powitały nas dziewczyny i tłumy kibiców. Biegliśmy przez szpaler krzyczących, klaszczących i machających ludzi. Oczywiście nie wypada w takiej sytuacji kuleć, dlatego przywdzialiśmy uśmiechy nr 2 i swobodnym kłusem wbiegliśmy na teren przepaku. Czekały tam na nas wcześniej przygotowane rzeczy (napoje izotoniczne, batoniki , koszulki itp.).  Byliśmy już zmęczeni, a przebyte kilometry niczym beton odkładały się w udach i łydkach. Wokół nas można było zobaczyć tłumek biegaczy świadomych co ich czeka w drugiej połowie dnia. W powietrzu unosiła się woń preparatu na stłuczenia, który dodawany był do pakietu startowego. Ludzie psikali się nim bez opamiętania.
Przerwa pozwoliła nam odzyskać siły i wiarę w ukończenie biegu. Wybiegliśmy z przepaku i już po kilkuset metrach powitało nas najbardziej wymagające podejście. Kolano odezwało się momentalnie, aż przysiadłem. Był to moment kluczowy, ponieważ zakończyliśmy walkę o wynik, na rzecz walki o przetrwanie. Na podejściach szybko się przyzwyczaiłem, stawiając stopę w odpowiedni sposób, jednak o biegu nie mogło być mowy. Podczas zbiegów zwijałem się z bólu.
Po kilku kilometrach kontuzją zaraził się Karol. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że siły znowu były wyrównane. Myślę, że w naszych głowach krążyła taka sama myśl: jak by tu wykręcić się z tej całej imprezy. Zaczęliśmy liczyć tempo, żeby sprawdzić, czy limit 16 h jest dla nas realny. Wyszło nam, że będziemy na mecie na styk.
Dreptaliśmy tak sobie po szlaku mijani przez zespoły, które lepiej przygotowały się do biegu. Średnia to była przyjemność, tym bardziej że sił nam nie brakowało. Miejscami staraliśmy się podbiegać. Czasami było to 200 metrów, innym razem 500. Czas mijał odwrotnie proporcjonalnie do znużenia i niechęci. Z każdą chwilą byliśmy bliżsi rezygnacji. Na szczęście żaden z nas nie powiedział tego na głos.
Ostatecznie z pomocą przyszedł nam środek przeciwbólowy. W odróżnieniu od Neo z Matrixa, zdecydowaliśmy się na niebieską pigułkę. Uśmierzyliśmy ból i oszukaliśmy rzeczywistość. Po upływie 20 minut znowu mogliśmy biec. Właśnie wchodziliśmy na połoninę Wetlińską. Była to druga rzecz, która zapadła mi w pamięci. Bieg granią połoniny to wyjątkowe przeżycie, które dostarczyło mi mnóstwo radości. Widoki zapierały dech w piersiach, a turyści schodzili nam z drogi niczym samochody rozjeżdżające się na widok karetki. Mnóstwo ludzi biło brawo, inni krzyczeli. Wiaterek podkreślał górski klimat. Mistrzostwo!
Oczywiście wszystko co dobre szybko się kończy. Zarówno połonina, jak i działanie środka przeciwbólowego. Ból kolan powrócił i skutecznie ograniczył nasze tempo. Końcówka biegu to znów szarpanina i walka z przeciwnościami. Zostało nam około 16 kilometrów, jednak wiedzieliśmy już uda nam się ukończyć bieg. Pogoda dopisywała, a my sukcesywnie zbliżaliśmy się do piwa, które czekało na nas na mecie.
Ostatecznie ukończyliśmy bieg w czasie 15 godzin. Udało nam się zrealizować plan minimum jednak pozostał niedosyt. Wrócimy w Bieszczady, gdy będziemy gotowi na przebiegnięcie całej trasy w wersji hardcore.

Zespół Agencji Power  w Biegu Rzeźnika

Oferta POWER

  • Imprezy firmowe

    Imprezy firmowe

    Imprezy integracyjne, promocje nowych produktów, wyjazdy motywacyjne, imprezy okolicznościowe to nieodzowne elementy funkcjonowania wszystkich przedsiębiorstw. Wychodząc naprzeciw konkurencji przygotowaliśmy wiele oryginalnych scenariuszy wykorzystując nowatorskie pomysły oraz najnowsze osiągnięcia techniki.

    Read More
  • Wyjazdy motywacyjne

    Wyjazdy motywacyjne

    Wyjazdy zagraniczne to najlepsza forma motywacji i uznania zasług pracowników. To także świetny sposób wyrażenia wdzięczności Kluczowym Klientom Firmy za dotychczasową współpracę. Oczywiście pod warunkiem, że będą to wyjazdy dokładnie zaplanowane, bogate w atrakcje i zrealizowane w unikalnych miejscach.

  • Wydarzenia specjalne

    Wydarzenia specjalne

    Od wielu lat organizujemy i wspieramy różnorodne projekty i inicjatywy, łącząc je z podstawowymi wartościami firmy - ciągłego odkrywania nowych, lepszych sposobów działania, poszukiwania innowacyjnych rozwiązań, poszerzania granic możliwości. Zapraszamy do śledzenia Wydarzeń Specjalnych na naszej stronie.

    Read More
DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd